piątek, 25 września 2015

6. Uwięziona

proszę, przeczytajcie notkę pod rozdziałem


rozdział dedykowany
mojemu Aniołkowi
Aleksandrze AA

dziękuję za podniesienie
mnie, kiedy
moje struny się zerwały
i mogły
liczyć tylko
na Ciebie

bez Ciebie, nie pisałabym
teraz tego rozdziału.

Dziękuję z całego serca!



14 czerwca, 2014

Dzisiaj poszłam na zakupy z April. Ostatnio mamy bardzo mało czasu dla siebie, ponieważ ja idę do pracy na 14:00, wracam około 20:00, a April ma pracę w kwiaciarni od 8:30 do 12:00, a potem od 15:00 do 19:30. Naprawdę trudno było nam znaleźć czas, ale Jason powiedział, że mogę przyjść na 15:00, bo wtedy mieliśmy dopiero otworzyć.

Byłam dumna z tego, że mogę kupić sobie nowe ubrania za własne, uczciwie zarobione pieniądze.

Kiedy wyszłyśmy ze Starbucks'a, każda ruszyła w swoją stronę. Przez całą drogę do pracy czułam na sobie czyjś wzrok. Ustaliłam, że to niepokój przez moją bezsenność. Chociaż znalazłam na to lek - Jacob. Odkąd zasypiam w jego objęciach, jakość mojego snu znacznie się polepszyła (co nie znaczy, że problemy ze spaniem zniknęły).

-Hej, już jestem! - krzyknęłam wchodząc tylnym wejściem.

-Cześć, Philadelfia. Dobrze, że jesteś. Mam prośbę, czy mogłabyś dzisiaj zostać dwie godziny dłużej, ogarnąć po klientach i zamknąć? Jedną byś odrobiła zamiast 15, a za druga bym ci oczywiście zapłacił. Ty i Jacob jesteście jedynymi osobami którym ufam... - zaczął Jason.

-Jasne, zamykamy o 22? - pytam bez wahania, bo nie mam większych planów na dzisiejszy wieczór.

-Tak, bardzo ci dziękuję.

-Nie ma za co - odpowiadam i przebieram się w moje robocze ubrania.  Kiedy weszłam za ladę, spostrzegłam Jacoba. Wygląda uroczo z nosem ubrudzonym w mące.

-Chyba się ubrudziłeś - szepnęłam mu do ucha.

-Oj, chyba masz klientki - kiwnął głową w stronę drzwi. Przewróciłam oczami. To były te piętnastolatki, które przychodziły poślinić się do Jacoba.

-To ty masz klientki - zaśmiałam się i wróciłam za ladę.

-Ten chłopak jest taki przystojny - powiedziała jedna z nich, niska brunetka. Słysząc to, przygryzłam wargę powstrzymując się od śmiechu.

On jest przystojny, a ty jesteś dla niego za młoda. To się nazywa pedofilia, drogie dziecko - pomyślałam.

-Jak myślisz, ile ma lat? - kontynuowała dziewczyna.

-Nie wiem... Może z dwadzieścia? - odpowiedziała jej rudowłosa koleżanka.

Boże daj mi siłę.

-Czy coś wam podać? - zapytałam.

-Tak, dwa piwa - powiedziała beztrosko rudowłosa.

Popatrzyłam na nie zdziwiona.

Dzieci, wytrzyjcie sobie mleko spod nosa.

-Dowód poproszę - uśmiechnęłam się sztucznie.

Nastolatki spojrzały po sobie z zakłopotaniem.

-Jest jakiś problem? - zapytałam.

-Nie, nie ważne - mruknęła brunetka, po czym wzięła swoją koleżankę pod rękę i wyszły z lokalu.

Przewróciłam oczami i posłałam rozbawione spojrzenie w stronę Jacoba. Chłopak dla żartów oblizał wargi spoglądając na drzwi. Zaczęłam się śmiać.


Moje życie w tamtej chwili wyglądało zbyt idealnie. Miałam świetną pracę, najlepszych przyjaciół, wspaniałego chłopaka i byłam na dobrej drodze do spełnienia marzeń. 

Oczywiście, los przygotował dla mnie o wiele ciekawszy scenariusz.

***

Jacob pojechał do sklepu po alkohol na wieczór, a ja miałam zamknąć lokal. Zabrałam swoje zakupy, które wcześniej tego dnia zrobiłam z April, zgarnęłam klucze z zaplecza i upewniłam się, że wszystko jest na swoim miejscu. Kiedy już byłam gotowa, zamknęłam główne wejście, a sama wyszłam przez tylne. 

Przez wejście dla personelu wychodziło się do ślepego zaułka, przez który trzeba było przejść, by przedostać się na deptak przy plaży. Byłam niespokojna, ponieważ całe to odgałęzienie było kompletnie nieoświetlone. Kiedy nie spałam, miałam dużo czasu do myślenia, a to rozwijało moją wyobraźnię i naprawdę bałam się iść przez te ciemności. W końcu zebrałam się w sobie i szybkim krokiem ruszyłam w stronę deptaka, na którym na pewno przechadzało się teraz mnóstwo ludzi idących na imprezy. 

Niespodziewanie poczułam jak ktoś zaciska wokół mnie ramiona. Byłam pewna, że to Jacob chce mnie przestraszyć, ale zapach tej osoby zupełnie odbiegał od jego świeżych perfum Guerlain Homme, które sama dla niego wybrałam. Nim zdążyłam wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, ktoś przyłożył wilgotną gazę do moich ust. 

Nie, tylko nie eter. Błagam.

Uwierzcie mi, to nie było tak jak w filmach, że tylko poczułam eter i od razu zapadłam w sen. Nie, musiałam wziąć kilka oddechów, żeby substancja zaczęła działać. Przez ten czas naprawdę chciałam krzyczeć, ale z mojego gardła wychodziły tylko zduszone jęki. Przez około dwie minuty walczyłam z oddechem, aż w końcu poddałam się, ponieważ;sprawca trzymał mnie zbyt mocno, eter zaczął działać, a ja zbytnio panikowałam, aby zrozumieć, co działo się w okół mnie. W końcu opuściłam powieki i zapadłam w ciężki sen.


***
Otworzyłam oczy. Podniosłam się z łóżka i rozejrzałam dookoła pokoju. Z sufitu zwisała czarna lampa, która była jedynym źródłem światła. Panował półmrok. Ściany były koloru zgniłej zieleni. W niektórych miejscach widniały jasne zacieki.  Przypomniało mi się wydarzenie z poprzedniej nocy. Przerażona wstałam i podeszłam do drzwi, aby jak najszybciej wydostać się z tego zimnego pomieszczenia. Byłam ubrana tylko w legginsy i koszulkę na ramiączkach.  Nacisnęłam klamkę, jednak drzwi się nie otworzyły. Zaczęłam w nie uderzać pięściami.

-Na pomoc! Proszę, niech ktoś mnie wypuści! - krzyczałam. Zaczęły mnie piec oczy.

Nie płacz. Zachowaj spokój, zachowaj spokój... - powtarzałam w myślach. Wzięłam kilka głębokich oddechów i przestałam panikować.

Podeszłam do łóżka, które miało na sobie tylko prześcieradło. Ściągnęłam je i owinęłam go wokół mojego ciała. To jednak nie przyniosło żadnych skutków. Z każdą minutą było mi coraz zimniej. Mój oddech pod wpływem temperatury zamienił się w "parę". Nie mogłam się w żaden sposób rozgrzać, ponieważ miałam bose stopy. Betonowa podłoga była niesamowicie zimna. Siedziałam na poplamionym materacu i trzęsłam się jak osika. Ze strachu i zimna. Pomieszczenie w którym się znajdowałam wyglądało jak opuszczony pokój w nawiedzonym psychiatryku. Byłam zbyt przerażona, żeby się ruszyć. W końcu podjęłam ostateczną próbę zawołania pomocy. Kiedy tylko podeszłam do drzwi, te się otworzyły. Przede mną stał znajomy niebieskooki blondyn. Ze zdziwienia upuściłam prześcieradło, która odsłoniła moje nagie ramiona.

-Niall? Co ty tu robisz? - wydusiłam z siebie.

Chłopak uśmiechnął.

O nie, tylko nie to! Czy to on mnie porwał?!

-Proszę, pomóż mi - wyszeptałam, bo gdybym spędziła choć jedną minutę dłużej w tej lodówce, zamarzłabym na śmierć.

Wziął mnie pod za rękę i zanim zdążyłam zaprotestować, zaczął prowadzić w nieznanym mi kierunku. Weszliśmy po schodach, po czym przeszliśmy przez kilka dobrze oświetlonych korytarzy.

Czyli trzymał mnie w piwnicy.

Weszliśmy do pokoju na końcu długiego korytarza wyłożonego czerwonym dywanem. Chłopak otworzył przede mną drzwi i popchnął mnie tak mocno, że upadłam na podłogę, boleśnie obcierając łokieć. Jęknęłam z bólu.

-Zamknij się - warknął i podszedł do szafki nocnej, która stała obok dużego łóżka. Postanowiłam bezszelestnie wstać i wymknąć się z sypialni. Jakby czytając mi w myślach, blondyn się odezwał - na twoim miejscu bym tego nie robił. Moje mieszkanie jest dobrze obstawione.

Posłuchałam go. Strach przejął kontrolę nad moim ciałem.

Co, jeśli mnie pobije, albo zgwałci?! A jeśli zrobił coś Jacobowi? Nie, nie, nie! Boże, proszę pomóż!

Po chwili Niall podszedł do mnie i kazał wstać. Zrobiłam to. Od razu poczułam zimny metal ocierający mój lewy nadgarstek. Pociągnął mnie za sobą i drugą obręczą kajdanek przykuł mnie do ramy łóżka.

-Proszę, puść mnie - szepnęłam.

-Wypuszczę cię, jak tylko nam pomożesz, kochanie - powiedział spokojnie.

Okej, czas na Złą Philadelphię.

-Człowieku, nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale to co teraz robisz, jest jakby wykroczeniem prawnym. Więc, wypuść mnie teraz i nikomu nie pisnę słówka.  - starałam się brzmieć przekonująco.

Niall spojrzał na mnie z podniesionymi brwiami.

-Zobaczysz, za kilka dni nas pokochasz - szepnął i wyszedł, zostawiając mnie samą.

Co to znaczy "nas"? Jestem poważnie wkurzona. 

Z tego co zrozumiałam, to miałam im pomóc. Nie miałam zielonego pojęcia o co chodziło, ale to oznaczało, że potrzebowali mnie. Tylko po co? Miałam "im" pomóc w przewiezieniu dragów? Jako przynęta?

Natłok myśli przyprawił mnie o ból głowy. Zaczęłam szarpać za kajdanki. Przysięgam, że mogłabym wyrwać ramę łóżka, ale to oznaczało prawdopodobne kłopoty, a i tak Niall zakluczył drzwi.

Pewnie ciekawi Was, co wtedy czułam? Otóż trudno mi to wytłumaczyć. Jednocześnie czułam strach, niepokój i złość.

Strach - czy coś mi się stanie? Nigdy już nie zobaczę Jacoba, April ani Crisa?

Niepokój - czy oni są w ogóle zdrowi? Wszyscy żyją i mają się dobrze?

Złość - za kogo "oni", kimkolwiek byli, się uważają?! Nie mogą tak po prostu porywać sobie niewinnej osoby.

Zaczęłam krzyczeć o pomoc, co też nie przyniosło żadnego skutku. W końcu zaczęłam się czuć głodna. Zegarek na szafce nocnej wskazywał godzinę 14.00. Nie jadłam ani śniadania, ani obiadu. A wszyscy wiedzą jak bardzo uwielbiam jeść. Dużo jeść.

Sprawdziłam, czy mam możliwość położenia się na łóżku. Udało mi się przesunąć metalowe obręcze wzdłuż zawijasów ramy i mogłam spokojnie opaść na łóżko. Było takie miękkie i tak pięknie pachniało, że od razu zachciało mi się spać. Przymknęłam powieki, ale ktoś otworzył drzwi. Otworzyłam oczy i zauważyłam blondyna trzymającego w rękach tacę z jedzeniem. Podniosłam się i powstrzymałam od wydania jęku.

Na tacy stał talerz z rogalikami, dżemem, miodem, masłem, croissant oblany czekoladą, dzbanek soku pomarańczowego i kubek z kawą (domyśliłam się, ponieważ w pokoju unosił się jej świeży zapach).

Niall najwidoczniej zauważył moje głodne spojrzenie (głodne oczywiście w kontekście jedzenia) i zaśmiał się.

Kurde, czy on ma zamiar dać mi to jedzenie?

-Oczywiście, dam ci to, ale... - spojrzał znacząco na moje usta, po czym jego wzrok powędrował w dół swojego ciała. Moja mina musiała wyrażać więcej niż słowa, ponieważ byłam pewna, że chłopak mówi prawdę. - Boże, przecież tylko żartuję, Dziewico Maryjo - dodał przewracając oczami. Podał mi tacę, a ja bez żadnego skrępowania zaczęłam pochłaniać mój śniadanio/luncho/obiad.

-Chociaż, gdybyś chciała... - szepnął siadając obok mnie, zdecydowanie zbyt blisko. Wzdrygnęłam się, kiedy poczułam jego oddech na moim odsłoniętym ramieniu. - ... wystarczy słowo.

I kiedy już myślałam, że zaraz mnie zgwałci, wstał i ruszył w kierunku drzwi.

-Wrócę... Późno. Nie czekaj na mnie, kochanie - szepnął i wyszedł.

Taa, jakbym chciała na ciebie czekać.

Dokończyłam posiłek i odstawiłam tacę na podłogę. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Byłam prawie pewna, że sypialnia należy do Niall'a. Była bardzo duża. Ściany były pomalowane na ciemno, z sufitu zwisała modernistyczna lampa. Na podłodze walały się ubrania, puszki po napojach i papierki po słodyczach. W kącie zauważyłam nawet fioletowy biustonosz. Miałam wielką nadzieję, że pościel była świeża. Na ścianie, oprawiona w szklaną ramę, wisiała koszulka, prawdopodobnie jakiegoś zespołu piłkarskiego. Dostrzegłam gitarę rzuconą na podłogę. Zrobiło mi się smutno, bo jak można tak traktować instrument? Na szafce oprócz zegarka stała pusta ramka na fotografię.

Po co mu pusta ramka? Ten pokój jest tak strasznie zabałaganiony. Nic tu do siebie nie pasuje, wszystko jest przypadkowe.

Przeturlałam się na drugą stronę łóżka i dosięgłam gitarę. Nie mogłam na niej zagrać, więc po prostu ułożyłam ją obok siebie na łóżku. Musiała być droga, ponieważ kiedy przez przypadek zahaczyłam o struny (które zresztą były złote*), wydobył się z niej przepiękny dźwięk. Była wykonana najprawdopodobniej z mahoniu, co było głównym świadectwem jej wysokiej ceny. Tak strasznie chciałam na niej zagrać.

Może to głupie, ale czułam się bezpieczniej, kiedy obok mnie leżał instrument.


***

Kiedy zegarek wskazywał godzinę 1:30, zmagałam się ze snem. Byłam cholernie głodna, ponieważ Niall nie dał mi kolacji. Pozwoliłam sobie wejść pod kołdrę, bo przecież chłopak sam mnie zamknął w tym pokoju. Chyba nie oczekiwał, że będę spać na podłodze? Około 2:00 usłyszałam kroki i Niall wpadł do pokoju w objęciach jakiejś dziewczyny. Nie zauważyli mnie, więc głośno odkaszlnęłam, zszokowana tym, co się działo.

-Chyba nie macie zamiaru robić tego t u t a j? - zapytałam.

-Może chcesz się dołączyć? - powiedział, a ja prychnęłam.

-Wypierdzielaj. - warknęłam i rzuciłam w niego zgniecioną puszką po Coca Coli. 

Śmiejąc się, wyszli z pokoju. Przez kolejne pół godziny musiałam słuchać odgłosów dobiegających zza ściany.

Ile bym dała, żeby nie być w tym cholernie pieprzonym miejscu.
Ile bym dała , żeby wiedzieć, co dzieje się z Jacobem.




_________________________________________________________________________________
*instnieją złote struny, są one stosunkowo droższe od nkrmalnym strun

Hejka.

Z góry przepraszam, że tak strasznie zaniedbałam czytanie Waszych wspaniałych blogów. PRZEPRASZAM. PRZEPRASZAM. PRZEPRASZAM. Obiecuję się poprawić!


Pisałam ten rozdział dosyć długo, ponad miesiąc. Przepraszam, naprawdę bardzo przepraszam. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie. Mam ostatnio problemy, chociaż jest już lepiej. Pisałam ten rozdział już około 20 sierpnia, kiedy było na serio źle. Ale teraz mi się polepszyło i jakoś chyba przeżyję :) Mam nadzieję, że wybaczycie mi tą nieobecność.

Hopefully You liked the chapter! :)

Pamiętajcie o ulubionym cytacie!


Do napisania, Kropeczki!

~Mint Candy
















poniedziałek, 10 sierpnia 2015

5. Wybacz zemście

|Ubrania Philadelfii do sesji|

PAMIĘTAJCIE O WASZYM ULUBIONYM CYTACIE! 

odwiedźcie zakładkę "bohaterowie", dużo się tam dzieje!

STYLIZACJĘ UTWORZYŁAM SAMA.

(Cristian)

|Shawn Mendes & Hailee Steinfield - Stitches| 


Tak strasznie zależy mi na April. Nie chcę jej stracić, ponieważ ostatnie wydarzenia dały mi do myślenia.

Kocham Jacoba jak brata. Wiem, że on nie  wydałby przyjaciół jak ja, ale najwidoczniej jestem nieodwracalnie pieprzonym egoistą. Muszę odgrywać jakiś gówniany teatrzyk, że niby jestem na nich zły.

A Delfi? Nigdy sobie nie wybaczę, ale nie mogę ryzykować, że coś się stanie April.

Przepraszam, Philadelfio.
Przepraszam, że przeze mnie, Twoje życie będzie kupą gówna,
(Niall)

-Okej, zdecydowanie gustuję w brunetkach, ale ta laska jest obłędna - powiedział Diesel - Dobra robota, Nowy.


Uśmiechnąłem się na te słowa. Diesel jest moim szefem i kumplem. Dołączyłem do tej grupy już dawno, jakieś dwa lata temu. Namówił mnie do tego mój najlepszy przyjaciel Sean. A moja ksywa nie wzięła się z tego, że jestem nowy, tylko dlatego, że najpierw byłem niepewny i dołączyłem jako ostatni. Zaczęli mówić na mnie "Nowy" i tak już zostało. Od czasów formacji nikt do nas nie dołączył, oprócz Julie, ale to inna historia.

Sean zginał w jednej akcji, a razem z nim pochowałem całą moją dobroć (nie żebym wcześniej ją miał).

Kiedyś nie zabiłbym człowieka, nie byłbym wstanie okraść kogoś lub uprowadzić. Ale teraz jestem innym człowiekiem i takie rzeczy nie są mi obce.

Od roku "polujemy" na Philadelfię May Reynolds. Wytropiłem ją ostatnio i skłoniłem do przedstawienia się. Skłamała. Powiedziała, że nazywa się "Emily May Whitesand", a przecież wiemy, że to gówno prawda.

-A kim jest ten chłopak na zdjęciu obok niej? - zapytał Diesel.

-To jest Jacob i prawdopodobnie jej chłopak. Niestety, jeszcze nie zidentyfikowałem jego postaci - odpowiedziałem.

-Dobrze się spisujesz - poklepał mnie po plecach.

Wyszedłem z naszego miejsca spotkań i wsiadłem na mojego Harleya. Pędziłem w stronę mojego loftu na przedmieściach i myślałem, jak będę się czuć stojąc twarzą w twarz z Philadelfią May Reynolds.


Zemstę czas zacząć.

(Jacob)

-Philadelfio, możemy porozmawiać? - zapytałem.

-Pieprz się - odpowiedziała blondynka.

-Jak ci się tu podoba? - kontynuowałem, jakby kąśliwa odpowiedź dziewczyny nie wywarła na mnie wrażenia.

-Jest totalnie świetnie! - krzyknęła sarkastycznie.

-Jestem z tego powodu bardzo zadowolony... - zaraz... Czy to ja powiedziałem te zdania?

Odwróciłem się. Tuż za mną stał ten blondyn, który rozmawiał z Philadelfią tamtego wieczoru na molo.

-...ale mniej podoba mi się twój język... Na szczęście mam na to rozwiązanie.

Chłopak zaczął iść w jej kierunku. Widziałem złość w jego oczach, ale nie mogłem się ruszyć, żeby jej pomóc.

-Jacob, obudź się - powiedziała Phi - obudź się, albo on mi zrobi krzywdę.

Na te słowa otworzyłem oczy. Spojrzałem na zegarek. 3:51.

Co miał znaczyć ten głupi sen?

-Delfi? - szepnąłem.

-Tak? - odpowiedziała, na co wydałem zaskoczone westchnienie. Zapomniałem, że Delfi cierpi na bezsenność.

-Nic. Chciałem tylko sprawdzić, czy jesteś.

-Jacob? - zapytała po kilku minutach ciszy.

-Tak?

-Pójdziemy na spacer?

-Okej.

Przeszliśmy przez bagażnik, starając się nie budzić Crisa i Rill.

Szliśmy wybrukowaną ścieżką obok plaży. W pewnym momencie Phi wzięła moją rękę. Spacerowaliśmy tak jeszcze chwilę, aż Delfi odwróciła się do mnie. Spojrzała w moje oczy, ale musiała stanąć na palcach i podnieść głowę. Pomiędzy nami jest jakieś 30 cm różnicy wzrostu.

-Hej, wszystko w porządku? Widzę, że coś się dzieje - zapytała.

-Jest okej - szepnąłem.

Złapałem ją w talii, przysunąłem do siebie i schyliłem się, żeby nie musiała stać na palcach. Patrzyłem w jej piękne oczy i pocałowałem ją.

-Dlaczego zawsze musisz nosić te czapki? Uwielbiam dotykać twoje włosy - powiedziała przez pocałunek, na co się uśmiechnąłem. 


-Nie chcę, abyś kiedykolwiek odeszła - powiedziałem.

-Nigdzie się nie wybieram.

-Na pewno?

-Na pewno.

Szliśmy dalej w ciszy. 

-Chciałabyś ze mną gdzieś pojechać? Zrobilibyśmy parę zdjęć - zaproponowałem.

-Jasne, super - uśmiechnęła się. - Jacob...

-Słucham?

-Kocham cię.

BUMBUMBUMBUMBUMBUMBUMBUMBUMBUMBUMBUM

FAJERWERKI WŁAŚNIE WYBUCHŁY.

Przeszedł mnie dreszcz, poczułem przewroty w brzuchu i z całej siły powstrzymałem się od zachowywania się jak małe dziecko, biegając, krzycząc i płacząc ze szczęścia.

-Powiedz coś, proszę.

-Też cię kocham, Philadelfio. Naprawdę, bardzo cię kocham.

Dlaczego jesteś idealna?

Stanęliśmy i Delfi pocałowała mnie mocno.

-Powinniśmy wracać - powiedziałem, kiedy się od siebie odsunęliśmy. 

Zawróciliśmy w kierunku naszego vana. Kiedy byliśmy już w środku, Philadelfia zapytała:

-Jacob, mogę spać z tobą?

Zgodziłem się.

Phi ułożyła swoją głowę na mojej piersi i zasnęła szybko. 

A ja zapadałem w sen stopniowo - słuchając jej spokojnego oddechu, myśląc, że przy takiej kołysance mógłbym zasypiać już zawsze.


Okej, okej. Powoli, od początku.

JACOB POWIEDZIAŁ, ŻE MNIE KOCHA.

O.mój.BOŻE.

Nie wiem, czy kiedykolwiek czułam się lepiej niż wczoraj przez tą godzinę. Całowaliśmy się, a potem zasnęłam kołysana przez unoszenie się i opadanie jego piersi, oraz miarowe bicie serca.

Philacob - takiego określenia użyłaby April.

I właśnie tak powiedziała:

-Ojeju.nie.wytrzymam.Philadelfia.i.Jacob.to...PHILACOB.

A ja jej odpowiedziałam:

-O.jeju.nie.zsikaj.się.bo.April.i.Critian.to...APRISTIAN.

Pokazała mi język i dalej gadała podekscytowana. Ja jej nie słuchałam, tylko patrzyłam na MOJEGO CHŁOPAKA, który robił dla nas jajecznicę.

-Phi, jedziemy na zdjęcia od razu po śniadaniu?

-Jasne - odpowiedziałam.

Szybko zjedliśmy, pożegnaliśmy się z April i Cristianem (który na chwilę wpadł bo czegoś zapomniał, nie ma go całymi dniami bo rzekomo szuka pracy), ja wzięłam swoje rzeczy i poszliśmy na przystanek autobusowy. 
Wsiedliśmy w autobus numer 12 i pojechaliśmy z South Monica do Beverly Hills. Zajęło nam to chwilę.

Kiedy robiliśmy zdjęcia, widziałam, jak Jacob skupia się wyłącznie na tym, by zdjęcia były perfekcyjne.

Zrobiliśmy wiele ujęć, ale cztery były idealne.









-Okej, oficjalnie jesteś moją ulubioną modelką - zaśmiał się, kiedy zdecydowaliśmy się iść na lody - wyglądasz świetnie na zdjęciach.

-Dziękuję, ale to ty jesteś dobrym fotografem.

Kierowaliśmy się w dół ulicy Santa Monica Blvd. Z Beverly Hills do plaży było około godziny spaceru, więc postanowiliśmy zaoszczędzić na biletach autobusowych i się przejść. Chcieliśmy jak najszybciej wyjść z obwodu Beverly Hills, bo chociaż są tam świetne miejsca na zdjęcia, i nikomu to nie przeszkadzało, są tam strasznie drogie ceny. A mi tak właściwie to nie smakują żadne lody, więc nie mam zamiaru płacić 2 dolarów * za gałkę.

Kiedy znaleźliśmy jakąś budkę poza Beverly Hills, przeszukałam torebkę w celu znalezienia pieniędzy. Okazało się, że JEDYNE pieniądze, które mi zostały, to banknot 20 dolarowy.

-Cholera - westchnęłam.

-Co?

-Zostało mi już tylko 20 dolarów.

-Nie martw się, przecież zapłacę.

-Dziękuję.

-Nie ma za co, przecież jesteś moją dziewczyną.

MOGĘ UMRZEĆ.

-Co? - zapytałam zaskoczona.

Jacob natychmiast oblał się rumieńcem.

-To znaczy... Jeśli - jeśli chcesz, oczywiście - zaczął się jąkać.

-Oczywiście, że chcę, mój chłopaku.

-Okej, jakie chcesz lody? - zapytał, kiedy nadeszła nasza kolej. 

-Wezmę rożek czekoladowy z sosem truskawkowym i podwójną posypką, proszę - uśmiechnęłam się.

-Poproszę rożek czekoladowy z sosem truskawkowym i podwójną posypką i rożek waniliowy z sosem czekoladowym - złożył zamówienie.

-Dziękuję - nachyliłam się, żeby go pocałować, ale on przyłożył mi loda do ust, rozmazując go na moim nosie.

-Nie wierzę, że to zrobiłeś - powiedziałam, udając, że się obrażam.

Cob podszedł do mnie i scałował waniliowego loda z mojego nosa i kącika ust, a ja pogłębiłam pocałunek.

-Obawiam się, że musimy przestać, bo lody nam się topią - zaśmiałam się.

***

(Dwa tygodnie później) 13 czerwca, 2014

Wszystko się jak na razie dobrze układa. Od dwóch tygodni pracuję w "L.A. Pizza" razem z Jacobem. Pracuję sześć godzin dziennie za 5 dolców za godzinę, a wypłatę mam co tydzień, więc w 7 dni zarabiam 210 dolarów. 

Bardzo mi się to podoba.

Jacob pracuje osiem godzin dziennie i zarabia 7 dolców na godzinę. W ciągu tygodnia zarabia 392 dolarów.

Jestem teraz cholernie bogata (jak dla mnie te 210 dolarów co tydzień jest wielkimi pieniędzmi).

Właściciel pizzerii - Jason, jest młody, ale za to bogaty. Dobrze się z nim dogadujemy, jest naprawdę zabawny i towarzyski. W knajpce jest coraz większy ruch, ponieważ nasza pizza jest PRZEGENIALNA. Jacob jest naprawdę świetnym kucharzem. Pizze robi za szklaną ścianka, więc klienci mogą widzieć cały ten proces. Czasami mnie to wkurza, bo jakieś gówniary przychodzą tutaj prawie codziennie, tylko żeby pogadać z Jacobem. Zawsze kiedy je widzę stukam dwa razy w dzwonek przy ladzie, żeby go ostrzec. Ja jestem zawsze ubrana do pracy tak samo:




W radiu leciała piosenka Lady In Red, a ja po prostu musiałam podejść do mojego chłopaka i rzucić mu komentarz na temat jego czerwonego fartucha.

-Lady in red is dancing with me/ Dama w czerwienia tańczy ze mną/Cheek to cheek/ Policzek przy policzku/ There's nobody here/Nie ma tu nikogo/Just you and me/ Tylko ty i ja - zaśpiewałam mu do ucha.

-Ta piosenka świetnie mnie opisuje - zauważył.

-Jesteś niesamowicie spostrzegawczy - zaśmiałam się i wróciłam do pracy. 

Zauważyłam przy oknie nowych klientów i podeszłam z menu. 

-Dzień dobry! Proszę państwa - oh.

Przede mną siedział Niall/Hassan. Miał kolczyk w brwi i odsłonięte ramiona, dzięki czemu mogłam zobaczyć jego skórę pokrytą tatuażami.

-O, cześć! Emily May Whitesand? - odpowiedział z pewnością siebie.

-Uhum - odparłam speszona. Dlaczego tak dziwnie się przy nim czuję?

-Proszę, menu - położyłam karty obok niego i jakiejś dziewczyny, która z nim przyszła. Pewnie była jego dziewczyną. Miała długie kasztanowe włosy i jasne końcówki. Pamiętam, że miała śliczne oczy i uśmiechała się do mnie przyjaźnie. Pomyślałam, że mogłabym się z nią zaprzyjaźnić. I wtedy dotarło do mnie, że to jest ZOELLA. TA ZOELLA, której filmy oglądam i subskrybuję na YouTubie. Postanowiłam zachowywać się normalnie.

-Jacob, ten chłopak tu jest - szepnęłam pokazując głową stolik, przy którym siedzieli.

-Nie podchodź do niego.

-Dlaczego?

-Po prostu... Nie wiem. Oddaj ich do Eleanor.

-Ale Eleanor właśnie skończyła pracę. Wyszła pięć minut temu.

-No dobrze - westchnął ze zrezygnowaniem w głosie.

O co mu chodzi? Wiem, nie ufam temu blondynowi, ale dlaczego on też?

Porzuciłam tą myśl o podeszłam odebrać zamówienie.

-Mogę przyjąć zamówienie? - zapytałam, wyciągając długopis i notes. Postanowiłam być miła. Przecież oni mi nic nie zrobili.

-Tak, prosimy dużą wegetariańską, tylko bez szpinaku i pepperoni z podwójnym serem. 

Zapisałam wszystko.

-Coś do picia sobie państwo życzą?

-Poproszę piwo z lodówki, a ty, Zoe? - zwrócił się do dziewczyny.

-Ja poproszę colę zero z lodówki - uderzył we mnie jej brytyjski akcent.

-Ile będziemy czekać na pizze? - zapytał

-Nie ma teraz ruchu, więc za około 15 minut - odparłam i poszłam za ladę przygotować napoje. 

Wzięłam piwo i colę zero, kufel i szklankę po czym znów podeszłam do ich stolika. 

-Cola zero, proszę - postawiłam napój przed Zoe - i piwo. 

-Dziękuję - powiedzieli równocześnie. 



-Ej, on się na ciebie patrzy. Głównie na twój tyłek. Cały czas. - szepnął Jacob.

-Mam go pobić? - zaśmiałam się.

-A ja mam to zrobić? 

Pocałowałam go lekko w usta i zabrałam zamówienie Zoe i Nialla. 

-Wegetariańska bez szpinaku i pepperoni z podwójnym serem, proszę - postawiłam pizze na stoliku.

-Dziękuję bardzo - powiedziała dziewczyna, a ja po prostu musiałam się uśmiechnąć, bo ona sprawia wrażenie tak bardzo miłej.

Siedzieli tam od 15:00 do 19:30, Niall zamówił jeszcze jedno piwo a Zoe sok ze świeżych pomarańczy. Zastanawiało mnie, co oni tak długo tam robili. Zaniosłam rachunek, a Niall obdarował mnie hojnym napiwkiem w postaci 10 dolarów. 

-Do widzenia! - powiedziała Zoe, kiedy wychodzili.

-Do zobaczenia - odpowiedziałam.

_________________________________________________________________________________


HEJ!!!

Mam ostatnio wenę twórczą, piszę długie rozdziały i mam na nie pomysły. Wydaję mi się, że będą one teraz częstsze (przynajmniej do końca wakacji). 

Kocham Wam Kropeczki! (Pamiętacie -Kropeczki :) Tak dawno Was tak nie nazywałam).

~Mint Candy




wtorek, 4 sierpnia 2015

4. Konfrontacja z losem

 PROSZĘ PRZECZYTAJCIE WSZYSTKO!

PISZCIE W KOMENTARZU WASZ ULUBIONY CYTAT, BĄDŹ CYTATY z tego rozdziału.

DO "ANONIMOWEGO HEJTERA":

NIEZŁY Z CIEBIE KREJZOL! :D Zadzierasz ze mną, zadzierasz z moimi czytelnikami! 

DO CZYTELNIKÓW: 

Napisałam cały rozdział, razem z muzyką i gifami o 3:00 (nie pytajcie), ale poprzedzając pytania - NIE JESTEM NO LIFEM. I zgadnijcie co się stało?

USUNĄŁ SIĘ. 

Jest teraz 3:57 i piszę to wszystko od nowa. Rozdział był dosyć długi, więc nie oczekujcie teraz fajerwerków. 

Moja mina jak się usunął rozdział:















Tak... Mniej więcej tak to wyglądało.


nie zanudzam dłużej! miłej lektury życzę.

AHA I JESZCZE JEDNO.
MÓJ ULUBIONY CYTAT Z TEGO ROZDZIAŁU TO "...MOJE SERCE EKSPLODUJE. ALE NIE KRWIĄ, TYLKO POCAŁUNKAMI DLA NIEJ"

WSZYSTKIE ZWROTY WYMYŚLAM SAMA. FAJNIE BY BYŁO JAKBYŚCIE TO DOCENILI.


________________________________________





(April)

|Selena Gomez - Good For You|

  
Witajcie wielmożni ludzie! Oto przed Wami wulkan energii!

Mam na imię April. April Camaretta. 

Pochodzę z włoskiej Wenecji.

 Mam 20 lat.

Mam rude włosy. Ale czasami są one koloru blond.

Moim chłopakiem jest Cristian, boy-friendem* JJ, a najlepszą przyjaciółką na całe życie (teraz nie żartuję, na serio na całe życie, nigdy nie pozwolę jej odejść) Del. 

Byłam rok w collegu (kierunek farmacja, nie polecam) ale to okazało się być totalną pomyłką i rzuciłam studia. Najbardziej chciałabym zostać kwiaciarką. Uwielbiam układać bukiety. Zawsze robię Philadelfii wianki. Ona je kocha.

Nie lubię, jak ktoś się kłóci. Niestety, ostatnio Cris i Jacob coraz częściej w tym praktykują.

Kiedy tylko weszłam do samochodu, usłyszałam wyzwiska. Jestem pewna, że jeśli nie zainterweniowałabym, skończyłoby się to z talerzem wbitym w skroń któregoś z chłopców.

-Jesteś totalnym tchórzem! - krzyczał JJ.

-Przynajmniej nie mam tak porypanej głowy jak ty! - odpowiedział Cristian.

-Ej, koniec! Chłopaki, czy wy do reszty oszaleliście?! - wrzasnęłam.

-To on zaczął! - powiedział Cob.

-Jak dzieci... Nie ważne, kto zaczął. Macie się przeprosić. Co jest z tobą Cristian?

-Ze mną?! Lepiej zapytaj jego!

-Koniec! Podajcie sobie dłoń.

Zamiast tego, o co ich prosiłam, Cristian wyszedł i z całej siły walnął drzwiami.

Przewróciłam oczami.

 

-O co się pokłóciliście? - zapytałam Jacoba.

-O nic. Lata taki zdenerwowany ostatnio, chociaż nie wiadomo, co go ugryzło.

-Zwróciłam uwagę.

Już miałam wyjść, kiedy przypomniałam sobie o czymś ważnym.

-Mieliśmy porozmawiać - posłałam mu triumfalny uśmiech. - Aż tak bardzo się zakochałeś?

-Nie masz pojęcia, jak bardzo - odpowiedział na moje pytanie. - Kocham każdą jej część. Kocham to, jak pije herbatę z łyżeczką w kubku - na co ty zresztą zawsze zwracasz jej uwagę, "chcesz sobie oko wydłubać?" - powiedział skrzekliwym głosem, rzekomo mnie naśladując. Oboje się zaśmialiśmy. - Uwielbiam jak śpiewa i gra na gitarze. I kiedy czyta książkę, albo słucha muzyki i coś ją bardzo zaintryguje, robi jej się pojedyncza zmarszczka na czole. Podoba mi się to, jak we wszystko co robi wkłada całe serce. Albo jak rano kiedy wstaje, słońce razi ją w oczy i lekko łzawią, są wtedy bardziej niebieskie niż zwykle. Ale najpiękniejsza jest, jak się cieszy.

-Wow, na serio ją kochasz - uśmiechnęłam się - od kiedy?

-Odkąd pierwszy raz się do mnie uśmiechnęła kiedy do was dołączyłem. A pamiętasz, na początku była bardzo... Cicha.

-Tak, to prawda.

-Kiedy Philadelfia ze mną rozmawia, śmieje się, to moje serce eksploduje. Ale nie krwią, tylko pocałunkami dla niej. 

-JJ, jesteś bardzo poetycki - zaśmiałam się.

-To samo powiedział mi Cris.

-Tak... Naprawdę coś złego się z nim dzieje. Z chęcią z nim pogadam.

(Philadelfia)

-Jacob, ja będę czekać na głównym molo. - powiedziałam do telefonu
-Okej, do zobaczenia - odpowiedział Cob i się rozłączył.

Szłam boso przez plażę, gdzie wiele osób rzucało frisbee lub grało piłką plażową.




Jakiś chłopak odbił piłkę zbyt mocno. W rezultacie wylądowała obok moich stóp. Odrzuciłam piłkę.

-Dzięki! - krzyknął chłopak.

-Nie ma sprawy! - odkrzyknęłam.

-Chcesz dołączyć do gry? - zapytał.

-Z chęcią, niestety czas mnie goni! - odpowiedziałam.

Weszłam na molo. Ku mojemu zdziwieniu nie było na nim tłumu turytów (chociaż nie oszukujmy się, życie w Los Angeles zaczyna się dopiero po 21).

Podeszłam do białej poręczy i wpatrywałam się w niesamowity zachód słońca.

Jeśli myśleliście, że Słońce jest największą gwiazdą we Wszechświecie, to żyliście w błędzie. Chociażby Syriusz - prawdopodobnie najbardziej znana znana gwiazda zaraz po Słońcu - jest od niego większy. Najprawdopodobniej największą i najjaśniejszą znaną nam gwiazdą jest VY Canis Majoris. 

VY Canis Majoris należy do gwiazdozbioru "Wielki Pies". Znajduje się w odległości około 4900 lat świetlnych od Ziemi (dla porównania Słońce jest oddalone od Ziemi tylko o 8 MINUT świetlnych).
Masa tej gwiazdy stanowi około 30-40 mas Słońca.

Pewnie zastanawiacie się, po co Wam o tym mówię?

Bo gdybyście widzieli kiedyś zachód słońca z takiego punktu na Ziemi jak ja, powinniście mieć świadomość, że są gwiazdy jaśniejsze i większe od Słońca, które w tamtej chwili wyglądało jakby miało eksplodować.

(VY Canis Majoris jest gwiazdą bardzo niestabilną, szacuje się, że eksploduje ona jak hipernowa w przeciągu najbliższych 100 000 lat, najprawdopodobniej tworząc po swoim wybuchu czarną dziurę. Szkoda.)

Spojrzałam na telefon. Na ekranie widniała godzina 20:43.

Jeszcze 15 minut - pomyślałam.

Mieliśmy iść z Jacobem do jakiejś budki z informacjami turystycznymi i zapytać się o ewentualne miejsce pracy (zanim zapytacie, tak, wszyscy mamy pozwolenie na stałe zamieszkanie w Ameryce, co wydawało mi się nie możliwe do spełnienia w moim przypadku).

Tak, ambicja jest.

Zamknęłam oczy i pozwoliłam ciepłemu powietrzu otulić moje ramiona.

-Piękny widok - błogi spokój przerwał mi czyjś lekko zachrypnięty głos.

-Tak - kiwnęłam głową i spojrzałam na mojego rozmówcę.

Był to chłopak średniego wzrostu, aczkolwiek o wiele wyższy ode mnie (ja mam 160 cm, on około 175). Kiedy ściągnął okularu przeciwsłoneczne zobaczyłam, jak bardzo niebieskie były jego tęczówki. Tlenione blond kosmyki układały się we wszystkie strony. Na dolnej wardze miał kolczyk, a nad brwią widniał ślad, więc uznałam, że tam też nosi kolczyk. Miał na sobie czarne jeansy z rozcięciami na kolanach - nienawidzę jak chłopak nosi takie spodnie - czarny t-shirt i czerwoną koszulę w kratkę. Nie miał więcej niż 20 lat.



-Pani stąd? - zapytał.

-Nie, jestem przejazdem. Może na dłużej - odpowiedziałam - a pan z Irlandii?


-A skąd pani wiedziała? - zaśmiał się.

-Ach, ma pan wyraźny akcent. Jestem poliglotką - odpowiedziałam.

Starałam się nie roześmiać i utrzymać poważny wyraz twarzy przy słowie "pan". Jego podejście w ogóle nie pasowało do jego wyglądu. Uśmiech mimowolnie wkradł się na moją twarz.

-Och, naprawdę? - zapytał z udawanym zdziwieniem - przepraszam, gdzie moje maniery. Nazywam się Niall James Horan - podał mi rękę. Nad jego nadgarstkiem zauważyłam tatuaż z napisem "LS130614". Już gdzieś go widziałam.

-Jestem Phi... Emily May... - zaczęłam. Spojrzałam na piasek i białe drzwi od toalety publicznej - Emily May Whitesand* - wymyśliłam jakąś tożsamość. Podałam mu rękę.
Nie wiadomo, czy "Niall James Horan" nie okaże się się krewnym Osamy Bin Ladena o imieniu "Hassan Del Laden" (oczywiście, nie jestem rasistką. Mam tylko jakaś wrodzoną odrazę do terrorystów).

Niall/Hassan spojrzał na mnie spod podniesionych brwi.

-Jesteś pewna? - zapytał.

-Jasne - odpowiedziałam krótko i poczułam, jak mój telefon wibruje. - Muszę już iść. Miło było cię poznać.

-Ciebie też! Spotkamy się jeszcze?


Udałam, że nie słyszałam i ruszyłam w kierunku Jacoba, który stał obok mojego "nazwiska'' (chodzi mi o toaletę publiczną). A ja wciąż zastanawiałam się nad tym tatuażem.

***

Kiedy wróciliśmy, April od razu zapytała nas o rezultat wyprawy.

-Tak właściwie, to jest kilka ofert - powiedział Cob - Szukają kucharza i kasjerki-kelnerki do pizzerii "L.A. Pizza". Podobno dopiero zaczynają. Złożyliśmy tam już nasze CV.

-Bez obrazy, Phi, ale co ty tam napisałaś? - zapytała April.

-Nie pytaj - odpowiedziałam z uśmiechem.

-Jest jeszcze praca kelnera lub kelnerki w "Village House". Podobno dobrze tam płacą. Tam też zostawiliśmy CV. A dla ciebie April - Delfi, fanfary poproszę - praca w kwiaciarni! Jakaś pani ma swoją kwiaciarnię, ale potrzebuje kogoś do pomocy.

***

Siedziałam na końcu vana. Zastanawiałam się nad tym tatuażem.

Wpisałam w wyszukiwarce "LS130614" ale nie dowiedziałam się niczego konkretnego. Dodałam słowo "tatuaż", ale dalej bez powodzenia.

W tej chwili do auta wszedł Cristian.

-Hej, Delfi. - uśmiechnął się do mnie. Nie rozumiem dlaczego Rill i JJ cały czas na niego narzekają, 

-Hej - odpowiedziałam.

-Podobno znaleźliście oferty  pracy - zagadnął.

-Tak, ale z moim "wykształceniem", którego teoretycznie nie mam, prawdopodobnie przyjmą tylko Jacoba.

-Może nie masz teoretycznie wykształcenia, ale w praktyce nie odstajesz. - zaśmiał się.

Ściągnął koszulkę, żeby się przebrać. I wtedy coś przykuło mój wzrok.

Och, tu jest - uderzyło we mnie.

Całą noc myślałam nad tym, dlaczego Niall James Horan/Hassan Del Laden i Cristian Ray Simpson mają identyczne tatuaże.

_________________________________________________________________________________


*boy-friend - chodzi mi tu o przyjaciela, który jest chłopakiem (nie jako partner)
** Whitesand - białypiasek (biały od drzwi toalet)



HEJ WSZYSCY!

Przychodzę z długo wyczekiwanym rozdziałem, ale mam nadzieję, że spodoba Wam się.

Jest dosyć długi :)

Pamiętajcie o cytatach i do zobaczenia! :*

~Mint Candy




   

środa, 17 czerwca 2015

3. Szczęście znika?

TEN ROZDZIAŁ SIĘ USUNĄŁ. Napisałam go od nowa. Proszę o wyrozumiałość.
Powoli się roztapiałem. Piasek zaczął mnie powoli wchłaniać. Przypomniałem sobie wers jednej z moich ulubionych piosenek.

I hate the beach
 but I'll stand
in California
 with my toes in sand

Próbowałem się wydostać. Chciałem wrocić do niej, do mojej Philadelfii.


Use the sleeves
of my sweather

Chciałem znowu poczuć smak jej ust. Była tak blisko, a jednak tak daleko.

Let's have an adventure

Nie mogłem wydobyć z siebie głosu. Krzyk zanikał w krtani i nie chciał rozbrzmieć.

Head in the clouds
 but my gravity's centered

Widziałem ją. Słyszałem. Czułem. A potem poczułem szarpnięcie.

Touch my neck,
 and I'll touch yours
 You in those little
 high-wasted shorts

Otworzyłem oczy. Leżałem na tylnym siedzieniu naszego Vana. Czułem zapach świeżej kawy.

-Jacob!

Wystarczyła chwila by głos April mnie rozbudził.
Zaraz...
Dlaczego obudził mnie głos April, a nie głos Philadelfii?

-Delfi jest w sklepie. Coś ty z nią zrobił? - zapytał Cris.

-No cóż... - podrapałem się po głowie. Wspomnienia z ostatniej nocy wróciły do mnie jak [bumerrang].

Ja i Phi.

Plaża.

Rozmowa.

Pocałunek.

A potem sen.

Sen o nas.

-Jesteś mi winien rozmowę. Nie zapomnij - szepnęła Rill i wyszła z samochodu.

-Kochany Jacobie. Wplątałeś się w ogromny problem, wiesz? Miłość jest bardzo skomplikowana. A nasza mała Philadelfia nie ma jeszcze o niej pojęcia - powiedział Cris.

-Każdy człowiek zasługuje na miłość, Cris. I nie ma znaczenia, ile się ma lat. Jeśli dla ciebie to wspaniałe uczucie jest problematyczne, stawia zbyt wiele wyrzeczeń i jest wyzwaniem samo w sobie, to co jeszcze robisz z Rill? - odpowiedziałem wkurzony.



-Cały JJ. Taki... poetycki - zaśmiał się szyderczo - a od April się odwal. Jesteśmy dojrzali i nie zachowujemy się jak szczeniaki.

-Co się z tobą dzieje? Jesteśmy najlepszymi kumplami! Powinniśmy się wspierać - wyrzuciłem.

-Jesteś za głupi, żeby to zrozumieć.

I wyszedł. Tak po prostu.

(Philadelfia)

Wiedziałam, że są takie sny, kiedy  nie chcę otworzyć oczu. Nie miałam jednak pojęcia, że są takie dni, kiedy nie chcę oczu zamknąć. Boję się, że magiczna chwila minie jak tylko zasnę. Obudzę się i bańka mydlana pęknie, a jej malutkie kropelki spadną na mój nos i wyśmieją mnie, że jestem głupia i wierzę w szczęście.

W właśnie wtedy się tak czułam. Miliony (może nawet miliardy) mikroskopijnych istot urządziły sobie wielką imprezę na całym moim ciele. W moim żołądku powstała hodowla motyli, które zrywają się do lotu z każdą moja myślą o tamtej chwili.



Przesadzam?

Może.

Ale nie chcę,
nie chcę zamknąć oczu,
bo boję się, że to uczucie,
że to uczucie po prostu zniknie

Strach jest silny. Ale  nie silniejszy od Ciebie.

Powtarzam to sobie cały czas.

On cię kocha. Ty go kochasz. Kochacie się nawzajem.

Nawet, jeśli ten pocałunek był naszym pierwszym i ostatnim, nie stracę nadziei.

Bo nie jestem naiwna. A to uczucie może się przerodzić w coś niesamowicie fantastycznego.
__________________________________________
Bardzo serdecznie dziękuję za słowa wsparcia!
Przepraszam, że dodaję rozdział dopiero teraz. Niestety koniec roku jest dla mnie jak najbardziej ważny. Wyścig ocen, a przecież wysoka średnia się sama nie załatwi.
Ale już dzisiaj koniec z nauką (rada zatwierdzająca we wtorek :) ) Mam czas na pisanie!

sobota, 9 maja 2015

2. Chcę wiedzieć

5 KOMENTARZY = ROZDZIAŁ 3


(Philadelfia)

|Ed Sheeran - Bloodstream|

Ludzie chyba nie widzą różnicy pomiędzy terminem "dobry", a "naiwny".

To, że jestem miła dla innych, nie znaczy, że jestem łatwowierna i naiwna. Skąd to wiem? I tu pojawia się moja historia.

Ostatnio przypomniałam sobie, jak w domu dziecka w Londynie chodziliśmy na wycieczki. Pamiętam tą fascynującą wycieczkę do muzeum figur woskowych "Madame Tussauds" w 2010 roku. Miałam wtedy 13 lat. Ale może zacznę od początku.

Moje pełne imię to Philadelfia May Reynolds. Słyszeliście kiedyś o takim biznesmanie jak Arthur Reynolds? Ten właśnie bogaty pan jest moim ojcem. A moją matką jest jakaś kobieta, która może i w tej chwili się sprzedaje. Kiedy się urodziłam, moja matka mnie nie chciała (w końcu narkotyki są lepsze niż dziecko, prawda?) i chciała mnie tak po prostu zostawić. Jak jakiegoś śmiecia. W ojcu zakwitło chyba coś jak "wyrzuty sumienia" i jako godny, bogaty klient oddał mnie do domu dziecka. Z tego co wiem, nazwisko mojej matki to Kimberly, ale to nie ma znaczenia, ponieważ wiem, że nigdy nie będę chciała jej szukać. Wiem, że powiedziałam, że jestem dobrą osobą, ale mam granice dobra. Jednak jeśli kiedyś ją spotkam, powiem jej, że wybaczyłam ten ból, który mi zadała. Nie potrafię się gniewać za długo.

W domu dziecka spędziłam prawie 18 lat. Pierwszych pięciu lat nie pamiętam kompletnie, a to dziwne, bo dzieci w wieku pięciu lat zazwyczaj zapamiętują już różne momenty z życia. Miałam sporo przyjaciół, w szkole nigdy się nie nudziłam. Na filmach zawsze jest tak, że w domu dziecka się nad kimś znęcają. I w moje 14 urodziny to właśnie ja stałam się takim kozłem ofiarnym. W bardzo szybkim odstępie czasowym straciłam wszystkich przyjaciół. Wiecie, taki kompletny "świr, luzer i geek" w jednym. Starałam się tym nie przejmować - STARAŁAM. Było to jednak trochę za trudne. Odskocznią była oczywiście gra na gitarze.

Wiem, moja historia brzmi tanio. Ale co poradzę, że tak było?

Więc uciekłam. Nie jestem już tą samą dziewczyną co kiedyś, ale zawsze staram się myśleć pozytywnie. To pomaga. Na serio.

Dobra, koniec o mnie.

Tak właściwie to nie koniec, ponieważ chcę powiedzieć coś o mojej obecnej sytuacji.

Zakochana.

Tak, to najlepsze określenie tego, jak się czuję w tej chwili. Chyba nie muszę Wam mówić w kim? To logiczne jak fakt, że nietoperze opuszczające jaskinię zawsze skręcają w lewo (dla niezorientowanych - mówię o Jacobie).

***
-Idziemy na imprezę i będzie zabawa! - krzyczałyśmy razem z Rill. 

Z namową Aprill pozwoliłam sobie kupić nowe ubrania. Byłam ubrana tak:





Natomiast April tak:




Obie wyglądałyśmy dosyć dobrze. Co prawda April zawsze wygląda lepiej niż ja, ale ładnemu we wszystkim ładnie.

Nie pamiętam kiedy ostatnio byliśmy w tak świetnym klubie.Oczywiście, ja i Rill musiałyśmy zrobić wielkie wejście, ale to już naturalne.

Vevo animated GIF

Rozsiedliśmy się przy wolnym stoliku i zamówiliśmy po drinku. Dosyć szybko się rozgrzałam.

-Idziemy na parkiet? - zapytałam. April i chłopaki wstali od stolika i ruszyliśmy podbić scenę.

|Selena Gomez - I Want You To Know|

Na parkiecie było tłoczno. W powietrzu unosiła się dusząca woń, która była mieszanką perfum i potu. Znaleźliśmy sobie miejsce do tańczenia i daliśmy się ponieść. Już po chwili bawiliśmy się w najlepsze.

Vevo animated GIF

Piosenka Seleny sprawiła, że każdy, nawet największy gbur na imprezie zaczął podrygiwać. April tańczyła z Crisem, a ja z Jacobem. I powiem Wam coś.

Po raz pierwszy czułam to coś, co przez wielu z Was nazywane jest "chemią". W jednej chwili wydawało mi się nawet, że JJ szepnął mi do ucha "Kocham cię", ale równie dobrze mógł to być czynnik mojej fantazji, alkoholu, słów piosenki i zaduchu. Dosłownie widziałam gwiazdy.

-Muszę wyjść - powiedziałam i jak najszybciej zeszłam z parkietu. Korytarzem udałam się do wyjścia. Wybiegłam na zewnątrz i odetchnęłam. Z kieszeni spodni wyciągnęłam mały przenośny inhalator. Astma nie jest przyjemna.

Po chwili obok mnie pojawił się Jacob.

-Wszystko okej? - zapytał

-Tak, już lepiej.

Przez dłuższą chwilę wpatrywaliśmy się przed siebie.

-Może tak... - zaczęliśmy w tym samym momencie

-Ty pierwsza - zaśmiał się

-Może zwiniemy się? Pójdziemy na plażę, tam też są świetne imprezy - powiedziałam z nadzieją, że Jacob się zgodzi

-Z jak największą chęcią.

                                      ***
Wysłaliśmy sms'a do Rill i Cris'a, więc nie powinno być żadnego problemu.

Spacerowaliśmy po plaży, ku mojej satysfakcji nie było tam żadnej imprezy (wiecie, obcasy w dłoń, ciemno, piach, romantycznie jak w filmie). Nasza rozmowa szybko rozrosła się z tematu "braku papieru w toaletach publicznych", do "wyglądasz pięknie w świetle księżyca". Jacob jest romantyczny, a ja jestem typową dziewczyną, więc działają na mnie takie rzeczy. Więc jeśli nie jesteście typem "romantyków", to pożyczam Wam moje tęczowe wiadro i możecie rzygać tęczą do woli.

-Powiedzieć ci coś? - zapytał Cob

-Jasne - odpowiedziałam

-Wiesz, jak bardzo jesteś wspaniała? - wypowiedział słowa, o których nigdy nie myślałam, że wyjdą z jego ust. Niezbyt wiedziałam co powiedzieć. Oblałam się rumieńcem. - proszę, powiedz coś.

Zatrzymałam się i złapałam go za rękę. Nie mogłam się powstrzymać, musiałam. Czekałam na ten moment zbyt długo, by teraz czegoś w sobie wyrzec.

I zrobiłam to. Pocałowałam Jacoba.








_________________________________________________________________________________

Wiecie co? Wolę być znienawidzona za to kim jestem, niż kochana za to kim nie jestem.

Mam nadzieję, że podobał się Wam rozdział #2 :)

Jeśli rzygacie tęczą, zostawcie po sobie komentarz!

POZDRAWIAM
~Mint Candy








wtorek, 28 kwietnia 2015

1. Los Angeles




(Philadelfia)


-Delfi, odpuść sobie - mruknęła April

-Nie, ta pani ma mi oddać moje pieniądze - odpowiedziałam - przepraszam, zaszło nieporozumienie. To moje pieniądze. Mogłaby mi je pani oddać? Są mi bardzo potrzebne - dodałam patrząc na starszą kobietę z przekonującym uśmiechem

-Jeśli tak mówisz, kochanie, to musi to być prawda - odpowiedziała staruszka i podała mi banknot pięćdziesięciu dolarów.

-Dziękuję pani bardzo - powiedziałam i jak najszybciej odeszłam od kobiety.

-Phi, co to było? Te pieniądze nie były twoje - zapytała Rill

-Tej pani też nie - odpowiedziałam.

April pokręciła głową.

-Nie patrz tak na mnie! Dobrze wiesz, że każdy pieniądz się nam przyda - odpowiedziałam - mi akurat środki się kończą - dodałam ciszej

-Del, mogłaś poprosić mnie. Wiesz, że jeszcze mam kasę.

-Wiem. Ale to nic nie zmienia. Prędzej czy później zostaniemy bez grosza jeśli nikt nie znajdzie pracy.

Ja, April, Cristian i Jacob jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Rok temu Cristian postanowił wyjechać z rodzinnego Melbourne i zaczął podróżować po świecie. Najpierw zwiedził Włochy. Tam spotkał April, która tak jak on chciała uciec od codziennych schematów. Potem dołączyłam się ja. Uciekłam z domu dziecka kiedy kończyłam siedemnaście lat. Przez dwa miesiące spałam na stacji metra - chyba, że mnie wyprosili - i wtedy pojawili się oni. Bez wahania przyłączyłam się do nich, co jak na razie było najlepszą rzeczą jaką zrobiłam w swoim życiu. Kiedy przyjechaliśmy do Polski poznaliśmy Jacoba. "Przygarnęliśmy" go i dalej podróżowaliśmy naszym vanem.

-To prawda, ale ktoś naprawdę mógł potrzebować tych pieniędzy. To prawie jak kradzież.

-Co? Ja je przecież znalazłam!- krzyknęłam - przepraszam. Masz rację, jestem okropną osobą. Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałam. Po prostu wszystko się zaczyna robić coraz trudniejsze - dodałam po chwili.

-Będzie dobrze. Mówiłam ci, że cię kocham?

-Chyba nie - zrobiłam minę szczeniaczka

-Kocham cię, Del. Jesteś jak moja siostra - powiedziała Ariel i mocno mnie przytuliła.



-Ja ciebie też kocham, Rill. 

&&&

Obudziły mnie promienie słońca muskające moje policzki. Przetarłam oczy i powoli usiadłam. Rozejrzałam się wokół siebie. Jacob pochrapywał na miejscu kierowcy, April na siedzeniu pasażera, a Cris próbował nastroić gitarę w pierwszym rzędzie. Ja zawsze spałam na końcu. Tam przynajmniej było spokojnie.

-Hej. Przepraszam, obudziłem cię? - zapytał uśmiechając się

-Cześć. Nie, nie obudziłeś mnie. To przez słońce - wskazałam na ognistą kulę widniejącą na niebie.

-Wiesz może, jak ją nastroić?

-Jasne - Cris podał mi gitarę.

Sprawdziłam napięcie strun i po chwili gitara była gotowa. Zagrałam na niej jakąś prostą melodię.

-Dzięki - szepnął i wziął gitarę z moich rąk. 

Wzrokiem zaczęłam szukać mojej walizki. Kiedy ją znalazłam, wyciągnęłam z niej ubranie.

|
W tym zestawie chodzę na zmianę z jedynie dwoma innymi. Co się stało z moimi ubraniami? 
A, no tak. Sprzedałam je. Puki jeszcze były dobre do użycia.

Westchnęłam.

-Coś się stało? - zapytał Cris

-Nie. Tak jakby... - odpowiedziałam cicho - wiesz o co chodzi.

-Wiem. Nie martw się. Mam nadzieję, że następny przystanek będzie trafny i będziemy mogli zostać w Los Angeles.

-Gdzie?

-W Los Angeles. Jesteśmy w Lancaster. Jeszcze jakieś 69 mil i jesteśmy na miejscu - zaśmiał się

-Czy wszędzie musi pojawiać się ta liczba? - odpowiedziałam śmiechem


-Najwidoczniej.

Wyszłam z samochodu i poszłam do toalety na stacji, na której się zatrzymaliśmy, by się przebrać. Kiedy już tam byłam, umyłam twarz oraz zęby i zmieniłam ubranie. Nałożyłam delikatny makijaż. Wracając do samochodu zauważyłam dziesięć dolarów leżące na ziemi. Podniosłam je, rozejrzałam wokół siebie i wróciłam na stację by kupić wszystkim po kawie. Wow, już drugi raz znalazłam pieniądze. Jak tak dalej pójdzie będę milionerką.

-Wstawać, śpiochy! - weszłam do samochodu. Jacob już wstał, tylko April chrapała na przednim siedzeniu - wstawaj! To będzie nasz szczęśliwy dzień! - krzyczałam jej do ucha

-Ej, spokojnie - mruknęła przebudzając się powoli - po co ten krzyk?

-Zawsze chciałaś być L.A Girl*, prawda? - wtrącił Jacob

-Przepraszam - CO?! - zerwała się podekscytowana

-Jedziemy do LA, jedziemy do LA! - zaczęłam śpiewać, a reszta pociągnęła za mną.

&&&

(Jacob)


-Baby, I seen the chick you're with, wish that I never did*- śpiewaliśmy na cały głos piosenkę Cher Lloyd. 

Kierowałem, a obok mnie siedziała Philadelfia. Wygląda tak pięknie kiedy śpiewa. Cały czas wygląda pięknie.

-Ej, przestańcie! - zaśmiałem się, kiedy zauważyłem jak Rill i Cris się całują - ja też bym tak chciał!

Phi pocałowała mnie w policzek.

-Wystarczy? - uśmiechnęła się

-Wystarczy - szepnąłem i poczułem jak wybuchają we mnie miliony fajerwerków.

-Patrzcie! - krzyknęła April. Naszym oczom ukazał się piękny krajobraz.


-Marzyłam, żeby zobaczyć te palmy - westchnęła Delfi

-Jesteśmy, żeby spełniać nasze marzenia - odpowiedziałem. Spojrzała na mnie, a moje serce się roztopiło. Jej twarz rozjaśniał wspaniały uśmiech, a niebieskie oczy błyszczały z każdą chwilą coraz bardziej.

-JJ, chyba się zakochałeś - szepnęła April. Dopiero teraz zauważyłem, jak wielkie rumieńce mam na twarzy.
Odruchowo popatrzyłem na Phi. Na szczęście nic nie słyszała - a przynajmniej tak mi się zdawało - ponieważ robiła zdjęcia wspaniałej panoramie.

-Ciiii - uciszyłem ją - potem możemy o tym pogadać - dodałem

-Trzymam Cię za słowo - jej usta wykrzywiły się w dziwnym uśmiechu.



_________________________________________________________________________________
*L.A Girl - chodzi mi tutaj o dziewczynę z Los Angeles
**Piosenka Cher Lloyd - I wish "Kotku, widziałam tę dziewczynę z którą tu przyszedłeś, wolałabym jej nigdy nie spotkać"

A więc.....

PIERWSZY ROZDZIAŁ!!!

Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że mogłam zacząć nowe opowiadanie na bloggerze! 

Upewnijcie się, że odwiedzicie mojego poprzedniego bloga [KLIK] , który mam zamiar dokończyć w swoim czasie :)
Pierwszy rozdział jest dosyć krótki, ale chciałam Was wprowadzić w klimat (wiem, dziwnie brzmi) i trochę zapoznać z bohaterami :) 

Uwaga:

5 KOMENTARZY = ROZDZIAŁ 2

Pozdrawiam!

~Mint Candy